Wczoraj ( pisane w busie)
Właśnie na dworcu autobusowym zapakowaliśmy się do busa podążającego w stronę Skopje ( 18.00 34 euro), ale mimo,że od tego zapakowania się minęło kiklanaście minut, już boję się, co będzie po 7 godzinach, bo taka czeka nas podróż. Bus jest rozmiarów azjatyckich, niestety. No i poza tym strach mnie oblatuje, bo Horodyski odkrył, że trzęsienie ziemi w Skopje miło miejsce dokładnie w dniu moich urodzin i powołując się na efekt motyla, obciąża mnie winą za zaistniałą sytuację. Pewnie za mocno machnęłam rączką. Grozi, że doniesie gdzie trzeba. Straszny jest, a ja dziś zafundowałam mu piękny spacer do Dobroty, jakieś 5 km w jedną stronę, Brzegiem morza. Było pięknie, bo podoga dziś dopisła. Obeszliśmy jeszcze raz stare miasto i połaziliśmy po murach, skąd widoki takie sobie, ale za to wejściwe na mury bezpłątne. Za wczorajszy deszcz w fotecy skasowano nas po 8 euro.
Dziś
Dojechaliśmy oczywiście do Skopje, pokonując kilka granic i pomijając Kastrat, postawiliśmy stopę również w Kosowie. Niestety bus był w sumie opóźniony i dopiero ok. 4.00 znaleźliśmy się na miejscu.Pomaszerowaliśmy przez opustoszałe Skopje i pobłądziiśmy po dzielnicy Čaršija, zanim odnaleźliśmy nasz hotel.
Koło południa ciężko zwlekliśmy się z łóżek i pomaszerowaliśmy na śniadanie, na które Horodyski kazał mi jeść pomidory i ogórki ( nie lubię na śniadanie) i kebab. Niewyspana i po kiepskim śniadaniu obejrzeliśmy Skopje i chyba przez wzgląd na ogólne samopoczucie, stwierdziłam, że Skopje jest nawet brzydsze od angielskich klejnotów koronnych ( bo to najbrzydsze rzeczy jakie widziałam ). Różnica jest taka, że z angielskich klejnotów koronnych można jeszcze zrobić coś ładnego - ze Skopje - nie. Chyba potrzebne mu nastepne trzesienie ziemi , no ale tego nikomu nie życzę. Jakiś megaloman ( potem sprawdzę kto i co) wybudował w układzie dość dowolnym szereg gmachów, które niby mają być imponujące , z kolumnami, frezami i ozdóbkami. Na dodatek we wszystkich miejscach, w których się dało nastawiano posągów, fontann i pomników. W sumie - masakra.
Ładna i urokliwa jest za to Čaršija, gdzie mieszkamy.
Po zwiedzaniu wsiedliśmy w autobus nr 60 z ulicy Partizanski Odredi czycoś tam - w samym centrum , przystanek koło hotelu Cubus i pojechaliśmy do kanionu Matka. Za autobus Zygmunt zapłacił u kierowcy jakieś grosze, a gdy wracaliśmy okazało się, że juz nie musimy nic więcej płacić, bo mamy jakieś karty. Dokładnie nie wiem o co chodzi, bo Zygmunt odmówił wspólpracy w tym zakresie.
Kanion jest ładny i mozna sobie popływać po nim łódkami, na którymś zdjęciu wrzucę cennik. Jest też jaskinia, ale niespecjalnie imponująca.
Teraz siedze kurując moją obitą w Łasku nogę, która po nocy w ciasnym autobusie spuchła mi okropnie.