Rano mobilizacja.Bezlitosnie wywlokłam Horodyskiego do morza, gdzie , o Alleluja, przepłynąl 3 metry ( 2, ale jestm miła). Potem zarezerwowałam domki w jakiejś odległej okolicy i ustaliliśmy miejsce zamóienia wodnej taxi. Gdy jedlismy śniadanie w kanjpce przy porcie ( wielki napis w środku - Nasza kuchnia jest czysta i otwarta, możesz zajrzeć w każdej chwlili. Nasz lód jest robiony tylko z filtrowanej wody) . Pyyszne naleśniki... Opuściliśmy nasz cudownie okropny nocleg i wpakowaliśmy się na wodną taxi. Po dośc długiej przejażdżce wzdłuż wyspy dobilismy do Palm Beach Bungalows - gdzie powitała nas Miraya , Holenderka. Miejsce jest obłędne i ciche. Chilloutujemy. Jest trochę po południu...
Jako że dysponujemy szafą, postanowiłam skorzystać z tego luksusu i powiesić na wieszaczkach nieco odzieży. Z głębi śledziły mnie dwa czarne oczka. Zaburzyłam spokój i mir domowy wielkiej jaszczurki, która uznała, że fajnie sie tu mieszka ( sądząc po kupkach na spodzie szafy). Wystraszył ją jednak flesz i Horodyski, który zaczął ścigać ją z ręcznikiem i kubłem na śmieci. Uciekła w okolice naszego łóżka i słuch po niej zaginął. Boję się iść spać...