Po porannej przebieżce przez miasto taksówka spod naszego hotelu za 20 GEL zawiozła nad na lotnisko. Nie bardzo wiem co myśleć o liniach Flydubai – po jednym locie,ale doświadczenia były przednie.
Najpierw czekaliśmy i czekaliśmy, aż wyświetli się numer odpowiedniego gatu. W międzyczasie lotnisko w Tbilisi wyludniło się, albowiem pomiędzy 14.50, a 17.10 był tylko jeden lot – nasz. Pasażerów na pokład przyjęto dość szybko, ale samolot dalej stał na pasie. Po dziwnej półgodzinie, w czasie której ludzie wchodzili i wychodzili ( i nie chodzi tylko o obsługę)okazało się, że jedna para przemyciła na pokład dziecko w nosidle. Karygodne to było niesamowicie, aczkolwiek śmiem twierdzić, że raczej dziecka w nosidle pod bluzką nie ukryli, tym bardziej, że dziecko było na pokładzie legalnie, tylko nosidło nie. Po tej półgodzinie komuś przypomniało się, że jednak dziecko musi być solo – o nosidle nie ma mowy. Długo trwały dyskusje z rodzicami nieszczęsnego nosidła, w końcu zadecydowano o umieszczeniu go w luku bagażowym. Należało znów czekać na odpowiednie osoby , przeszkolone w umieszczaniu nosideł w luku. W międzyczasie okazała się rzecz straszna. Mianowicie osoby wystawiające karty pokładowe, w sposób zupełnie nieodpowiedzialny posadziły dzieci w wieku poniżej lat 16 przy wyjściu awaryjnym. Zamieniony na miejsca został Horodyski, po dość długim czasie super inteligentna obsługa zauważyła, że właściwie trzeba przesadzić dwoje dzieci, a więc przesiadłam się i ja. Nie narzekałam, bo były to miejsca z dużą przestrzenią na nogi ( a w ogóle samolot bardzo wygodny z monitorkami). Myślałam, że to zakończy nasze oczekiwanie, ale nic podobnego. Obsługa prawdopodobnie studiowała w ukryciu regulaminy lotu, pragnąc wyeliminować kolejne uchybienia. W sumie wystartowaliśmy z grubo ponad godzinnym opóźnieniem. Nam to wszystko jedno, bo i tak czekamy w Dubaju. Za to innym nie, bo gdy samolot już bezpiecznie wylądował, obwożono nas w celach chyba turystycznych dłuższy czas po lotnisku. Niektórzy w czasie tego obwożenia powstawali, pootwierali luki i zajęli strategiczne miejsca przy wyjściu. Obsługa skwitowała to rachitycznym - proszę usiąść, a więc to chyba tu normalne. Jeździliśmy więc tak po lotnisku i było fajnie...
Teraz czekamy na lot do Kathmandu,właściwie nie wiem czego oczekiwać. W sumie mamy tu zarezerwowany hotel, ale Flydubai bez uprzedzenia zmienił nam godzinę odlotu – w zasadzie dobrze, bo czekamy krócej, więc nigdzie nie jedziemy. Nie zmienia to faktu, że za hotel i tak musimy zapłacić.
Flydubai część II
No i nawet nie trzeba było czekać na rozpoczęcie lotu, a atrakcje trwają. Przy okazji podbijania obiegówki, wiadomo gdzie, zerknęłam na tablicę odlotów i ku swemu zdziwieniu nie odnalazłam na niej mojego lotu do Kathmandu. Czytać umiem, więc doczytałam, że dzisiejszej nocy odlatuje tylko jeden samolot o godzinie 3.30, lotu o 2.50, bądź z moim numerem brak. Po długich poszukiwaniach czegokolwiek lub kogokolwiek, kto mógłby rozwiać moje wątpliwości pochwyciłam człowieka z identyfikatorem na szyi – bo żadnego punktu informacyjnego tu nie ma. A może i jest , ale na pewno starannie ukryty, aby uniknąć bezsensownych pytań ludków pałętających się po lotnisku. Niestety w żaden sposób nie mogłam się z człowiekiem dogadać, bo na moje wywody o braku lotu o 2.50 pukał palcem w moja kartę pokładową i tłumaczył jak głupiej, że o 2.05 mam być pod gatem F2. Godzina odlotu nieważna. Użyłam tajnej broni w postaci Horodyskiego i wysłałam go na przeszpiegi. Nie było go dość długo ( pewnie szukał kogokolwiek z obsługi lotniska ) , ale wrócił usatysfakcjonowany, bo ktoś tam zapewnił go, że nas na pewno tu nie zostawią... Fajnie, już się cieszę.
W chwili, w której Horodyski wrócił dostałam sms od Flydubai– a co tam, że zmieniono mi godzinę odlotu. Super. Jestem gotowa na wszystko.