Pociąg do Teheranu mamy dopiero o 23.15, więc jak na razie kwitniemy nad kolacją w naszym Silk Road Hotel, który gromadzi chyba wszystkich backpackersów w Yazdzie. Hotel jest bardzo fajny, restauracja w porządku, darmowa herbata w kilu smakach cały dzień, śniadania urozmaicone.
Łaziliśmy cały dzień po mieście, posiedzieliśmy na słońcu, zwiedziliśmy jeszcze co nieco i jeden ogród, ponoć wpisany na listę UNESCO, ale poza sadzawko – fontanna długą na 208 metrów nic tam godnego uwagi nie ma. Można sobie darować i zaoszczędzić te 200000 riali. Chodzilismy dziś cały dzień, więc zobaczyliśmy, że około południa ulice wymierają, ludzie gdzieś znikają, a sklepy się zamykaj, aby otworzyć się około 17.00. Obejrzeliśmy też dokładnie jak gotuje się na ulicy zupa ash. Widok jest niesamowity, w dziurze w chodniku pali się drewno, a nad ogniem stoją wielkie gary z zupą, czy też wywarem. Nad wszystkim unoszą się kłęby smakowicie pachnącej pary. Widzieliśmy tez wersję z gazem, na tej samej ulicy, ale nie jest tak malownicza, jak ta z żywym ogniem. Odkryliśmy tez ptysie z bitą śmietaną o smaku różanym i obawiam się, że ilość kalorii wchłoniętych przez mnie w dniu dzisiejszym jest astronomiczna. Ale , żadne z ciastek, których próbowałam, nie smakowało mi tak bardzo.