Naczytałyśmy się o Syrakuzach i aby wykorzystać czas, który nam się przytrafił – wsiedliśmy rano w autobus i pojechaliśmy do Syrakuz. Bilet w obie strony 9 euro z groszami. Nieco byliśmy w sumie zawiedzeni, bo niby miały być takie cudne, a w zasadzie poza fragmentami na Ortygii nie byliśmy zachwyceni. W jednej z ładnych knajp nad morzem zjedliśmy obiad ( ja ravioli z ricottą i sosem z sepii z kałamarnic – danie czaaarne i na czarnym talerzu, barwi usta na czarno). Obeszliśmy też dzielnicę żydowską, a Horodyski zwiedził kilka kościołów. Potem wsiedliśmy w turystyczny bus ( 1 euro) i pojechaliśmy do parku archeologicznego. Nie spodobały nam się za bardzo teatry grecki i rzymski, ale ja zachwyciłam się Uchem Dioniziosa – jaskinią , w której echa latają dookoła...
Jutro rano lecimy do Warszawy...