Zaraz po śniadaniu oddaliśmy jedną walizkę na przechowanie do hotelowego magazynu, a sami pojechaliśmy na lotnisko, skąd- z uwagi na mój wielki strach przed szalonymi kierowcami w centrum Lizbony- wzięliśmy samochód , tym razem nie wielkie Volvo, a malutkie Punto. Puntem skierowaliśmy się w stronę Coimbry. Ja przespałam większość drogi, bo zawiało mnie w Sintrze, ale Nel, na szczęście zawiana nie została i dzielnie dowiozła nas do Conimbriga, gdzie znajdują się ruiny rzymskiego miasta, które obejrzeliśmy ze średnim zainteresowaniem, krążąc po łąkach i dolinkach.
Po tej szalonej atrakcji udaliśmy się do Coimbry. Obejrzeliśmy tam uniwersytet z cudną biblioteką. Jest urocza z tajemniczymi schodkami i przejściami w murze i setkami zakurzonych tomisk. Musze taką mieć!
A kiedy Horodyski zwiedził już kilka Iglesi – czyli kościołów - bo bez tego nie ma dla niego wyjazdu – pojechaliśmy do Aveiro, gdzie po pokonaniu dzikich pomysłów Antonia ( odnośnie trasy) , Horodyski z małą pomocą znalazł nam fajny nocleg w Aveiro City Lodge.
Dziękujemy za pozdrowienia i również pozdrawiamy!