Dziś dla odmiany rankiem zaświeciło słońce. Zmyliło nas to, bo na dworze było piekielnie zimno... Zabrałam więc Horodyskiego na obiegówkę po Wilnie i jako cel pierwszy wybrałam pieknie opisaną przez Olgierda Karola Borhardta Bouffałową Górę. Gdy już tak doszliśmy okazało się, że na owej górze już byłam przedtem zupełnie o tym nie wiedząc... Z góry jest bardzo ładny widok na nieładną część Wilna, ale jak ktoś chce, to może sobie popodziwiać...
Dla zniwelowania zapędów Horodyskiego do częstych wizyt w kościołach, jako punkt drugi wybrałam jedno z niedocenianych historycznych miejsc przedwojennego Wilna – a mianowicie najsłynniejszy przedwojenny lupanar "U cioci Rózi". Przeczytałam o nim i poprowadziłam Horodyskiego ładną zresztą ulicą Tilto, gdzie pod numerem 23 podziwialismy budynek dawnego przybytku. Bardzo fajnie napisany na ten temat artykuł znajdziecie tu: http://historia.wp.pl/title,Lupanar-U-cioci-Rozi-najbardziej-znany-dom-publiczny-przedwojennego-Wilna,wid,16635985,wiadomosc.html?ticaid=11355d
Potem spotkaliśmy się jeszcze z Vitą, którą poznałam na ślubie i śmignęliśmy do Rygi autobusem Simple Express ( 4 godziny).
Ryga ma piękną starówkę, którą zdążyliśmy oblecieć w krótkim czasie, a potem snuliśmy się od knajpy do knajpy wysłuchując reagge, rocka, bluesa i muzyki klasycznej. Było jednak paskudnie zimno, a my odziani w byle co – świeciło słońce i miało być ciepło... Jutro idę kupić polar...