Nocleg = 6 noclegów w Azji
Dzienny budżet = 5 dni w Azji ( albo i więcej...)
Rano po śniadaniu i przeczekiwaniu drobnego deszczu poszliśmy na dworzec Gent Daamport- było do niego bliżej niż do Gent Sint Pietrers. Po drodze trafiliśmy na pchli targ, na którym widziałam wielkiej urody szklane klosze -niestety niemożliwe do przewiezienia … Gdyby to było na naszym targu – już byłyby moje. Potem jednak widziałam takie same w sklepie z antykami w Brugii, więc może kiedyś ktoś będzie jechał samochodem i wtedy będę je miała...
Jakoś dziwnie się składa, że pociąg z Daamport do Sint Pieters jedzie 20 minut ( tramwajem dojechalibyśmy z hotelu w 10 min), tak więc droga do Brugii wydłużyła na się strasznie, bo jechaliśmy prawie godzinę, może 40 minut.
Brugia jest ładna, ale nie zachwyca nas tak, jak Gandawa. Połaziliśmy po mieście, zjedliśmy fajny lunch i tradycyjnie popływaliśmy łodzią po kanałach, ale potem uciekliśmy od przewijających się wszędzie tłumów i Horodyski wyprowadził mnie na wybieg , aby oglądać wiatraki. Atrakcja była przednia, bo wiatr wywiał nas koncertowo ( dziś zimno) , ale za to szliśmy cudnymi uliczkami bez tłumów turystów – było warto. Za to same wiatraki stanowią straszna kichę...
Nabyłam dziś (na kolejnym targu staroci w Brugii) piękną rycinę , dzięki której można poznać różnicę pomiędzy koniem, a osłem... Pouczające.
Horodyski za to nabył strasznie śmierdzący ser, który spożył przy otwartym oknie od razu w całości. Smród był powalający. Najgorsze z tego wszystkiego, że ser ten znajdował się w moim plecaku i jego cudna woń rozeszła się po recepcji w czasie zameldowania. Wcale nie jestem pewna, że kobieta za ladą wiedziała, że to ser tak ładnie pachnie...