6.12
Wczorajszy dzień zakończyliśmy piekielnie ostrą rybą ( te ludzie,co mają zamiast śluzówki teflon,twierdzą, że nie była ostra) , którą Halka i ja jadłyśmy siedząc na stołkach w wodzie.
Dziś od rana pakowanie , pożegnanie z zostawionymi na poniewierkę majtkami, koszulami i klapkami i ruszyliśmy , jak to grubi, biali turyści, wynajętym samochodem, w drogę na lotnisko, które nazywa się lotniskiem w Denpasarze, ale faktycznie położone jest w Kucie.
Po drodze zakupiliśmy w przydrożnym warungu 4 porcje pieczonego prosiaka wraz z różnym paskudztwem. Pożywienie to teflonowi pochłonęli na podobieństwo odkurzaczy, ja musiałam wypić potem 3 litry płynu,wymyć zęby i zjeść ciasteczka. I tak jeszcze do tej pory czuje dziwne pieczenie.
Horodyski komentuje – i tak, prawdą jest, że próbowali mnie dwa razy otruć.
Za jakąś godzinę ruszamy do Jakarty. Tym razem polecimy gołębiem , czyli Merpati.
Za jakąś godzinę i trochę...
Gołąbek złamał skrzydełko i po usadzeniu nas w fotelach wyrzucono nas na powrót na odloty i mamy czekać – jakąś godzinę...
To wszystko dlatego ,bo teflonowi byli bardzo niecierpliwi i zaraz po tym, jak Kierownik posiał defetyzm, zaczęli tuptać nóżkami koło gatu... Mają teraz za swoje...
W każdym razie należy mieć nadzieję, że zdążymy na nasz lot.