1.12
Jak to już bywa we wszystkich kurortach na świecie, aby przezyć , goscie muszą nie tylko jeść i spac, ale też , pomiędzy przypiekaniem boczków , cos robić. Stąd biora się tzw. atrakcje. Atrakcjami Loviny są z braku laku : snorkowanie, łowienie ryb i oglądanie delfinów. Ryby łowione były , snorkowanie było i będzie, a więc padło w naszym wypadku na delfiny.
Na delfiny wyrusza się o 5.45 małym katamaranem, który wygląda jak pająk i mieści 4 pasażerów i kierowcę ( Zubek,jak to będzie poprawnie? ). Gdy wyruszaliśmy morze było puste, a słońce miało lada moment wzejść. W miarę, jak zbliżaliśmy się do miejsca, gdzie miały być delfiny,znikąd zaczęły pokazywać się inne pająki. Ale delfiny były. Wyskakiwały ponad powierzchnię wody i wyglądały bardzo fajnie. Nie wiem czy ścigały się czy uciekały,ale w każdym razie budziły okrzyki zachwytu zgromadzonych. Po pewnym czasie zaczęło się jednak ściganie. Stawaliśmy. Kierowca nasłuchiwał i rozglądał się. Razem z nim robiło to ze 40 innych kierowców kolorowych pająków. Nagle ruszaliśmy z kopyta , a w tym samym momencie ruszali pozostali – bo gdzieś tam jakiś delfinek wyskoczył nad powierzchnię. Trwało to wszystko chyba z pół godziny. Delfinów było dużo , ale wszystko to stawało się coraz bardziej niesmaczne.
W końcu całe stado pająków pognało dalej, a my wypiliśmy kawę i wróciliśmy do domu.
Potem panowie poszli na ryby ( Zygmunt złowił banany – nie pytajcie ) ,a Halka i ja nad basen – i tak było dobrze.
Mamy tu swoją restaurację ( gdzie Krzysiek nazywany jest seksi boj ) warung Ayu – pyszne i tanie jedzenie. Z pizzami koniec!