28 - 29.11
Samolot , jako że startował z lotniska na miare stacji kolejowej,stanowiłcoś w rodzaju autobusu. Do Ende przyleciał z Kupangu przywożąc oprócz zwykłych pasażerów – niegodnych uwagi , człowieka na wózku i dwie trumny. Całe to zgromadzenie witane było tłumnie przez oficjalne delegacje, płaczące kobiety i TV. Co się wydarzyło nie wiem , bo chłopak, który błyskawicznie uruchomił swojego ipoda mówił po australijsku, dla mnie niezrozumiale, a Horodyski odmówił
dowiedzenia się co i jak. W każdym razie wystartowaliśmy z opóźnieniem. Nie miało to większego znaczenia, bo nim zdążyłam zamknąć oczy , już przelecieliśmy nad całą wyspą,której pokonanie lądem zajęło nam tyle czasu i lądowaliśmy w Labuanbajo. Po 20 minutach dosiedli inni pasażerowie – w tym wycieczka z Polski . Obejrzeliśmy z góry Lombok i popatrzyłam na Rinjani, wyspy Gili i Senggigi i wydało mi się to strasznie małe. Skąd więc te godziny spędzone w samochodach?
W każdym razie po nocnej podróży taksówką z termometrem ( 29st w nocy na zewnątrz) teraz jesteśmy w Ubud i mamy domki na ryżowym polu – na które patrzę właśnie, a słońce wschodzi.
Bali przywitała nas ceremoniami z okazji pełni księżyca i dźwięk gamelanów ( chyba) towarzyszył nam przez całą drogę z Denpasaru. Ludzie chodzili ubrani w tradycyjne stroje, kadzidło pachniało i unosiło się w powietrzu, a kobiety składały dary w kapliczkach. A księżyc pełniał :)