21.11
Z samego rana opuściliśmy gościnne progi ohydnego hotelu i zamówionym podczas wczorajszej wizyty w mieście ( nic specjalnego ) transportem ruszyliśmy w podróż do Bajawy i dalej do naszego celu Riung. Nawet nie przypuszczałam, że Flores jest tak bardzo górzystą wyspą, ale było dość przyjemnie jechać przez chłodne rejony – dla odmiany. Trafił nam się szalony kierowca i w rytmie najpierw disco polo, poprzez Una Paloma Blanca, aż do indonezyjskiego techno pokonywaliśmy z naddźwiękową prędkością kolejne wiraże. `Życie przeleciało mi przed oczami,gdy facet w jednej ręce trzymając papierosa ( palił bez przerwy ) , a w drugiej komórkę załatwiał nam podwózkę z Bajawy do Riung. Jednak załatwił i w Bajawie przesiedliśmy się z jednego samochodu do drugiego tak szybko jak onegdaj w Udon Thani. Potem zabraliśmy jeszcze różne przesyłki do Riung w tym segregatory do jednego z banków ( siedziały na tylnym siedzeniu pomiędzy mną i Halką).
Tym razem trawersowaliśmy wyspę z dołu do góry i jak okazało się po pokonaniu wysokiego pasma, po jego drugiej stronie wyspa jest sucha i nieprzyjazna, strumienie i pola czekają na deszcz. Do Riung dotarliśmy ok.15.30 czy 16.00 wykończone z Halką strasznie – nasz kierowca obwiózł nas jednak po hotelach i znaleźliśmy cudne bungalowy Nirvana ( jest tu gdzieś także ośrodek prowadzony przez polskich misjonarzy, ale drożej) za 150.000 rp z łazienką na powietrzu (uwielbiam je !) i wspaniałymi moskitierami. Cicho, spokojnie i niedaleko od portu , a właściwie porciku ,przy którym rośnie gaj palmowy, pasą się krowy i kozy i stoją domy na palach. Plaża znajduje się jednak dopiero 13 km stąd ,bo tutaj brzegi porastają mangrowce, więc pewnie stąd brak turystów – co jest w ogóle bardzo fajne. Prąd od 18.00 do 6.00.
Wczoraj wyprawiliśmy się na kolację i małe zwiedzanie i zaskoczyła nas ulewa, którą musieliśmy przeczekać pod jakąś stodołą przepędzając stamtąd najpierw stadko kóz. Po wnikliwej obserwacji łatwo stwierdzić kiedy będzie padało - zwierzęta chowają się gdzie się da, a gdy deszcz ustaje wyłażą.