15.11
Jesteśmy prawie na końcu świata – w Sembalung Lawang. Przed sobą mam Gunung Rijani, czy jak to się tam nazywa . Wszelkie znaki na ziemi i niebie wskazują , ze jednak jej nie zdobędziemy, bo nawet nie chcieliśmy - mamy dojść tylko do jeziora. Chłopy gdzieś polecieli i coś tam załatwiają – przewodnik z naszego hotelu chciał zbyt wiele, a posiadanie przewodnika lub choćby tragarza jest obowiązkowe. Wszystko to jedno , bo i tragarz i przewodnik biorą prawie tyle samo.
Dziś rano złapaliśmy pod naszym hotelem taksówkę – przyjechaliśmy tutaj „ na taksometr”. Wyniosło nas to 300.000 rp. Chłopy łapały też inne okazje, ale nikt nie chciał jechać taniej niż za 300.000rp. Wczoraj Horodyski spławił jednego faceta,który chciał nas zawieźć za 250.000 – więc dziś bardzo był niezadowolony. Z transportem tutaj jest bardzo łatwo – wystarczy stanąć przy ulicy, a zatrzyma się 5 samochodów po kolei ( lub bemo ) - prywatni i inni. Wystarczy uzgodnić cenę.
Mieliśmy dziś trochę emocji,bo droga przez góry była i kręta i stroma i na dodatek z dziurami – tutaj tak złą drogę widziałam pierwszy raz. Nasz kierowca nie dość, że nie znał drogi, to na dodatek nie mówił po angielsku ( a tutaj mówią prawie wszyscy) – stawialiśmy kilka razy pytać o drogę. Samochód był tak nisko zawieszony ( Toyota), że wiele po dodaniu do tego ciężaru nas i naszych bagaży – szorowaliśmy co rusz brzuchem po ziemi... W kluczowym momencie, przed szczególnie wielkimi dziurami wysiedliśmy …
Mieszkamy tu w hostelu Maria i mamy fajne łazienki na świeżym powietrzu - zachęcona tym widokiem, jako i przykladem Halki zrobiłam wielkie pranie ( w paście od Sabiny – znakomita) i teraz suszę...
Halka śpi...
Siedzimy teraz na tarasie ,tutaj jest dość wysoko i co za tym idzie – wieczorem trochę chłodniej. Dają nawet grubsze nakrycia do spania i nie ma wentylatorów. Nasze łazienki są cudowne – prysznic i kibelek na łonie natury – otoczone murem, z wejściem z pokoju.
Byliśmy na świetnym spacerze po wiosce i zdobyliśmy jedną z okolicznych górek. Wioska jest bardzo klimatyczna, głównie muzułmańska. Szczególnie piękne są poletka bambusów – zresztą sami zobaczcie na zdjęciach . Każde poletko należy do innej rodziny.
Pokój tutaj kosztuje ok. 200.000 za domek z wyżej opisaną łazienką ,obiad w naszym hotelu ok. 35.000 od głowy. Jak na jedzenie dość drogo – w warungu ok.15.000rp.
Muezin wzywa do modlitwy i takie śpiewy słyszymy tu kilka razy dziennie i w nocy ok. 4.15 czy coś koło tego, nigdy nie sprawdziłam która to godzina, ale Krzysiek tak właśnie twierdzi.
Zaczynają grać cykady , w Senggigi nie było ich słychać...