Jak zwykle, gdy nadchodzi jesień czuję się nieswojo i znak to, że należy ruszyć to i owo i wybrać się na podbój świata – tym razem jego Końca ( prawie).
Po nawysłuchiwaniu marudzenia Horodyskiego i rozważania czy jechać czy nie jechać i dla odmiany zainwestować w różne niezbędne rzeczy jak piekarnik czy też ściana w łazience – po wielkiej pracy wykonanej przez Halkę – jedziemy. Ściana musi poczekać.
Bilety nabyte zostały w Qatar Airways za 720 lub 750 euro dla dwóch osób – Rzym – Doha – Jakarta – Doha – Berlin i do Rzymu z Berlina za ok 200 zł od osoby z bagażem.
Zmiany na stanowiskach nastąpiły, bo nawet starożytni mówili panta rei – Halka zdegradowała Krzyska ze stanowiska Zastępcy Kierownika (Kierownik to nieustająco Zygmunt) i mianowała na to stanowisko się osobiście. Ja pozostałam jako Techniczny , a Krzysiek został Uczestnikiem Wycieczki. Wiadomo - Uczestnik płaci za wszystko. W związku z powyższym trasę opracował Kierownik z Zastępcą i do teraz nikt nie wie gdzie pojedziemy. W każdym razie moja wiedza kończy się na Jakarcie. Mam jedynie cichą nadzieję na nurkowanie z butlą – bo co tam , kiedyś trzeba spróbować …
W żadnym razie – bo Koniec Świata blisko nie będę pilnie studiować przewodników, uczyć się skomplikowanych nazw i rozważać nie wiadomo czego – to będzie podróż powierzchowna i bezmyślna z uwagi na to, że myślą Kierownik z Zastępcą – ja będę napawać się czym się da i co najwyżej buntować Uczestnika Wycieczki.
Na podłodze rośnie już stos rzeczy do zabrania - głównie stroje kąpielowe i kapelusze ( widok Horodyskiego w kapeluszu jest niezapomniany ) i – byle do wtorku, kiedy to zaczniemy od imprezy pożegnalnej – bo w końcu w środę ruszamy prawie na koniec Świata.