Teraz będą peany na temat Aeroflotu. Którym jesteśmy zachwyceni – oczywiście lotem z Moskwy do Delhi bardziej,bo jak wiadomo, na dłuższych i bardziej obłożonych liniach – starają się najlepiej. Samolot może nie aż tak bardzo, bo gdy leciałam z Air France i QA było zdecydowanie więcej miejsca na nogi i wygodniej ,bo fotele bardziej się rozkładały, ale jedzenie było tak pyszne, że i AF i QA się chowa. Halka wzięła jagnięcinę , Zygmunt beef , a my z Krzyśkiem rybę – w żaden żywy sposób nie potrafię tak przyrządzić ryby w żółtym ryżu, jak ta, która jadłam – niech się chowają wszystkie kosztowane przeze mnie ryby. Jagnięcina Halki tez był świetna. Jedynym minusem był oczywiście płatny alkohol, al;e poradziliśmy sobie pobudzając wiadomo co przy pomocy jednej z butelek zakupionego wcześniej lekarstwa. Napojów pozostałych było pod dostatkiem.
W związku z powyższym w dość wesołym nastroju wysiedliśmy ww Delhi. Nasze bagaże doleciały nienaruszone, więc udaliśmy się na poszukiwanie okienka pre paid taxi. Horodyski nie byłby sobą, gdyby nie oddalił się od całego towarzystwa i nie obleciał kurcgalopkiem całego lotniska w poszukiwaniu budki, ale pomimo że przeleciał koło niej – nie zauważył, bo, jak wiadomo, Gdy Horodyski lata, bielmo mu na oczy wstępuje. Na szczęście jeszcze inne oczy śledziły wszystko i dla potomnych pozostawiamy wiadomość,że budka pre paid taxi znajduje się na zewnątrz lotniska, pomiędzy słupami 10 i 11 ;)
Dojechaliśmy na stację New Delhi. Zwaliliśmy bagaże na kupę i halka z Zygmuntem poszli załatwiać hotel. No i zaczęło się. Przylecieli. Za nimi jakiś facet, który rychło przyprowadził innego faceta. Historia była taka – najpierw musimy mieć jakąś pieczątkę, potem bilet czy coś i coś z Policji, bo jakieś kary itp. To co mamy, nie jest biletem na pociąg tylko czymś innym i w ten deseń. Teraz, gdy to piszę, od razu widzę, że to jakaś bzdura, ale piątka z psychologii dla naciągaczy – obiekty lekko na rauszu , pierwszy raz w Indiach ( co widać słychać i czuć) , 4 rano itd. Rzekomy pracownik biura turystycznego na lotnisku wpakował nas do taxi , niby wytargował dla nas super cenę za podwózkę do innego biura – pojechaliśmy. Tam inny doktorant z psychologii zaczął gadkę – jest święto, pociągi pełne, nasz bilet jest tylko potwierdzeniem czegoś ( nadal nie wiem czego), nie ma miejsc. Najlepiej jak pojedziemy do Agru , Jqipuru i w Rajastan. Jednak zdecydowanie nie chcieliśmy Rajastanu. Zaczął jednak wymyślać trasy i ceny – za pociąg x2 i dwie noce w hotelu w tym wejście do Taj Machal chciał w2 przeliczeniu ok. 200 euro. My byliśmy niezadowoleni. Coś smarował na kartce ( mam jako corpus del) i trochę coś obniżył. Ja zaczęłam się łamać, ale Halka wprost przeciwnie i umacniała w tym Zygmunta. Ja się w końcu zdenerwowałam i wyszłam do Krzyska,który pilnował bagaży i taksiarza.Jak mówił, widział, jak podjechała taksówka, wysadzono jakiegoś frajera, a potem taksiarz zamienił tablice rejestracyjne taksówki z publicznej na prywatne. I tyle. Halka i Zygmunt wyszli z biura. Wsiedliśmy do taksówki, pojechaliśmy na dworzec. Taksówkarz chciał 800 rupii, zaczęła się kłótnia , bo umowa była inna, trwała to by chyba wieki, ale Halka nagle podeszła do niego, wcisnęła my 500 rupii w łapę i wrzasnęła( po polsku dla lepszego efektu)- To co , bo wołam Policję! Człek się wystraszył, a my poszliśmy do kasy, gdzie po okazaniu pogardzanego potwierdzenia nie wiadomo czego okazało się , że to jednak normalny, zapłacony i potwierdzony bilet , a potem przepchnąwszy się przez tłumy naganiaczy wybraliśmy jednego , który zawiódł na do hotelu na 600 rupii ( pewnie i tak przepłaciliśmy), ale za to pokoje miały dość czyste łazienki i wodę w temperaturze idealnej do kąpieli, a jak się okazało dziś rano – także wygodne łózka...
Pierwsza krew poszła... Dziś wieczorem jedziemy do Varanasi...