No i w końcu wywożę mojego bardzo zapracowanego męża w siną dal, aczkolwiek na niedługo. Dobre chociaż i to. Horodyski, podobnie jak 90% innych mężów bardzo lubi czuć, że jego praca jest konieczna dla utrzymania członków rodziny ( czyt. żony) oraz bardzo ciężka, a z pewnością o wiele cięższa aniżeli praca innych ( czyt. praca żony ). Ale niech mu będzie – ja , jako osoba wyjątkowo ugodowa – przyznaję mu rację. Jego praca jest BARDZO ciężka, nawet wtedy, gdy chodzi o układanie FreeCella . Jako kobieta dbająca o potrzeby małżonka, zakupiłam więc odpowiednie bilety w Easyjecie ( przez Madryt do Marakeszu – ok. 300 zł za sztukę) – aby mężowi było przyjemnie. Co prawda kilka tygodni wcześniej widziałam bilety po ok. 170 zł od osoby, ale gdy zakomunikowałam to mojemu mężowi, potrzebował kilku dobrych dni aby sobie wszystko przemyśleć, pomyśleć, zastanowić się, i aby wpaść któregoś dnia do pokoju, stanąć przede mną i zawołać radośnie
- Kochanie, wiesz co wymyśliłem? Zabieram cię do Maroka, bo takie tanie bilety dają! - ja zaś zerwałam się , klasnęłam w dłonie i powiedziałam
-Cudownie, najdroższy, jak ty sobie to sprytnie wymyśliłeś! Niesamowite ! Zawsze masz takie wspaniale pomysły! - i rzucam mu się na szyję…
I tak, gdy tradycji już stało się zadość - wyruszamy…