A wlasciwie poranek ostatni, bo do 10 tej muimy spakowac manatki i odjechac w sina dal. wb naszym przyadku sina dal znajduje się 200 metrów dalej, bo zostajemy w Varnie pozostałe dwa dni w innym apartamencie Fattori Primavery. Noclegi tutaj sa tanie ( ok. 20 euro za osobe) i to mnie przekonało. jutro z samego rana jedziemy więc z Madzia do Montepulciano…
Dziś też ¾ bliźniaków jedzie do Florencji. mam nadzieję, że będą bawic się dobrze.
Wczoraj pojechałysmy z Magdą na mały objazd po Chianti. Najpierw udałysmy się do Barberino Val d`Elsa. W Certaldo Antonio poprowadził nas w sposób dyskusyjny i drogą po pochyleniu 45 st. z zakrętem 360 st wjechałysmy do maleńkiego Vico d` Elsa. Piazza była tak urocza, ze zatrzymałysmy się tam na chwilę. Po pokonaniu dwóch tysięcy innych zakretów dotarlysmy do Barberino. Stare miasto było puste, nie licząc kilkorga turystów. Wstapilysmy na kawę i odkryłam toaletę, która jest od wczoraj moim marzeniem. Pomieszczenie miało ok. 2x2 i oprócz tego, co zwykle w łazience , znajdowała się tam piekna stara szawka na utensylkia kibelkowe. Na scianie zaś , tuż obok sedesu umieszczono duze okno, szeroko otwarte, a jakże, bo wychodzące na rozległe wzgórza, pola i gaje olinwe. Okno znajdowało się jakieś 25 metrów nad ziemią i skorzystanie z wiadomo czego, łączyło się z kontemplowaniem naprawde pieknych widoków. W Barberino nie wydarzyło się nic więcej, poza tym ,że wjechala w jedna uliczke pod prąd i dziwiłam się, że facet jadacy z przeciwka straznie się pcha. Gdy wyjachałysmy z Magdą , z tej drogi oczywiście, na mały placyk, na którym stało dwóch facetów przy ape, rozesmieli się, bo faktycznie stanęłam i rozgladałysmy się wokół z głupimi minami. Pokazali palcem , gdzie jechać , a potem , gdy udało mi się odpowiednio skręcić, pochwalili… Nie ma to jak być kierowca w e Włoszech…
Kilka kilometrów od Barberino znajdował się klasztor Badia in Pasigniano. Dojechałysmy tam i oglądałysmy aleje cyprysową i cyprysowy gaik, w którym pasły się gesi i spal miły pies. otoczenie klasztoru było bardzo piekne i byłysmy nim zachwycone. Nie weszłyśmy jednak do srodka klasztoru, ponieważ nie bardzo wiedziałysmy jak. W podobnej sytuacji były tez dwie grupki innych turystów, którzy latali wokół, patrząc na siebie, tak jakby podejzewali, że inni kryją w sobie tajemnice wdarcia się pomiedzy braciszków… Weszłyśmy tez do sklepu z winami ( pewnie produkowanymi przez braciszków), ale cent zaczynały się od 40 euro i przestało to nas natychmiast interesować…
Do Greve dotarłyśmy drogą wynaleziona przez , oczywiście , Antonia. Droga częściowo składała się z normalnego asfaltu, a częściowo wprost przeciwnie, ale dzielnie dawałyśmy sobie radę. Nie czułam się jednak zbyt komfortowo, gdy musiałam minąć samochód na drodze szerokości linijki, a ja jechałam tą stroną od przepaści… Pod Greve dojechałyśmy do pięknego miasteczka Motnefiorrale , do którego jechało się BARDZO problematyczna droga. Ze względu na światła i wąska drogę, minęłam je i musiała zjechać do Greve. W pewnym momencie zobaczyłam jadący z naprzeciwka samochód, tak szeroki, że zajmował niemal całą ulicę. a ulica z obu stron otoczona był murami. facet widział chyba masze miny, bo uspokoił nas gestem rąk i faktycznie, niemozliwe stało się możliwe i nasz piździk jakoś przejechał. Chciałyśmy jednak wrócić do miasteczka. Po dłuższym krążeniu po Greve,gdzie Antonio się pogubił, wyjechałyśmy znów na wzgórze – drogą, która może śnić się po nocy i odkryłyśmy nieistniejące w żadnym z naszych przewodników miasteczko Montefiorale, z kościołem i jedna ulica go otaczająca. było tak nierzeczywiste, jakbyśmy znalazły się w dekoracji jakiegoś filmu… Była siesta i zza okiem małych domków słychać było szczękanie talerzy i przytłumione rozmowy…
Droga z moich koszmarów, wróciłyśmy do Greve i posłyszmy na obiad.
Zachęcona opisem z przewodnika, pojechałyśmy droga z ponoć cudnymi widokami – do Strada in Chianti. Byłam jednak bardzo zawiedziona, bo innych, znacznie piękniejszych widoków widziałam w okolicy całą masę…