Budzę się o świcie i po zaparzeniu kawy przesiaduję z laptopem na kolanch przed naszym mieszkankiem, patrzac na wzgórza, a koło mnie kicaja małe zajączki , ale mogą to być także króliczki. Wszyscy pozostali jeszcze śpią. Czasami razem ze mna budzi się facet, który usuwa chwasty w winnicach, które sa dookoła nas. Ja mam laptop, a on mały traktorek, który dzwoni , chręści i warczy tak głosno, jak to tylko możliwe. A pozostali śpią. Nie wiem jak to możliwe, ale o tej porze obemuje w posiadanie cały nasz dom, a właściwie dwa domy wraz z przyległościami. W nocy za to , domy z przyległościami obejmują nasze dzieci, które nieustająco kąpią się w godzinach niedozwolonych, a także robią rożne inne rzeczy , głownie związane z hałasowaniem. W ogóle i tak zdominowaliśmy wszystko,bo jest nasz dużo. Poz nami mieszkają tu jedni Polacy, z którymi nie nawiązaliśmy jednak żadnych kontaktów, francuskie małżeństwo z dziećmi, dwie Niemki i jacyś ludzie, których widziałam raz, ale facet jest grubszy od Zygmunta. Mało ich widujemy i nie bardzo to nam przeszkadza.
Obok naszego domu znajduje się wioska Varna, w której jest sklep. Sprzedają tam miejscowe wino, ale nie kupujemy go dużo. W ogóle mało tutaj pijemy i nie wiem dobrze to czy nie. Wczoraj zakupiłam butelkę wina w Montalcino. W sklepie prowadzonym przez staruszeczkę, ale dogadałam się po włosku i wino, które nabyłam bradzo mi smakowało.
Wczoraj tez wybrałysmy się z Magdą do Volterry, do której bardzo chciała pojechać. Volterra, jak wiekszość tutejszych miasteczek , położona jest na wysokim wzgórzu. Wiąże się to z koniecznością pokonania bardzo krętej drogi wiodącej do miasta. W linii prostej sa to dwa lub trzy kilometry, ale drogą – 8 lub więcej. W Volterze znajduje się cała masa wąskich, uroczych uliczek prowadzących na Piazza di Priori oraz 1/3 turystów, których można spotkać w San Gimigiano. Mi Volterra podobała się zdecydowanie bardziej.
Po obejrzeniu miasta, usiadłyśmy na kamiennych ławach i słuchałyśmy gitarzysty umilającego nam popołudnie. Oczywiście miałysmy tez na względzie Twilight i nawet zwiedziłyśmy sale ratuszowe za całego 1 euraska. Młody człowiek, który kasował za bilety był bardzo przystojny, ale zdecydowanie nie był wampirem… Poza tym na wystawie lokalnego artysty rysowałyśmy myszki , a Magda wpisała się do pamiątkowej księgi. (Mamo to był zeszyt. Madzia)
Zachęcone widokami, które widziałyśmy po drodze, wracając postanowiłyśmy pojechać do Montaione, malowniczo położonego na innym wzgórzu. Nasz Antonio, gdy pomyliłam trasę kazał mi najpierw jechać 8 km tylko po to, aby zawrócić. Odwiedziłyśmy wiec ponownie Volterrę i kolejnymi serpentynami pojechałyśmy do Montaione, gdzie podziwiałyśmy widoki, przeszłyśmy się po starym mieście i zakupiłyśmy vino bianco, o którym wypomniałam.
Wieczorem celebrowaliśmy wspólną kolację…