Auto,które wypożyczyłam przez pośrednika irmowała firma Sicili by Car…
Jak Sicili to mafia , to jasne chyba jest. Może jestem głupia i nieobyta i nigdy nie wypożyczałam samochodu, ale nigdzie nie było napisane, że na karcie kredytowej trzeba mieć milion złotych na kaucję. My nie mieliśmy, Judyta też nie i ją wykasowano dodatkowo na 160 euro, coś tam jednak miała, wiec samochód dostała. My po kilku godzinach dyskusji i wpłeceniu dodatkowych setek euro dostalismy smarta i tyle. Ja osłabłam, więc moje dzieci pertraktowały dzielnie. Biedna Judyta musiała pojechać do Citta di Castello i spowrotem po moje dzieci, dziwię się, ze nie padła po drodze ze zmęczenia.
Ja z Madzią jechalysmy samrtem ( rejestracja Ed 978DY) czyli edem. Chłopaki po obejrzeniu samochodu na parkingu orzekli komisyjnie, że to automat. Mama - do przodu to do przodu, do tylu, to do tyłu…
Ok. Duzo czasu zajeło mi uswiadomiennie sobie, ze nie mam lewej nogi, a hamulec to nie sprzegło, a jest nie tylko do przodu i tyłu tylko cos posrednio, bo z takim cudem nie miałam jeszcze do czynienia. Nie zwracałam więc uwagi na innych użytkowników drogi i słusznie, bo na pewno nie wyrażali się o mnie pochlebnie. W kazdym razie po włosku to i tak bym nie zrozumiała, więc było mi wszystko jedno. Po jednym mało, co nie spowodowanym wypadku (jakie szczęscie, ze to była noc i mały ruch), jednym przejechaniu zjazdu na autostradę oraz po nakrzyczeniu na Antonia i Magdę trafiłyśmy w końcu dobrze i obrawszy sobie ciężarówkę ze zrozumiałym dla nas napisem Conserwa, dojechałysmy po pólnocy do Citta.
W Citta zaparkowałysmy na małym placyku z zamiarem poszukania naszego hotelu i w momencie otwierania drzwi napotkalismy Rysia z Arletą. Rysiu rycersko zaofiarował się z walizką. Problem polegał na tym, że nie bardzo wiedzieli, gdzie jest hotel i jedno prowadziło nas w prawo, drugie w lewo, niestety żadne z nich we właściwym kierunku. Ja jednak byłam już tak zmęczona i zdesperowana, że przy pomocy niemówiącej w żadnym jezyku poza włoskim dziewczyną, dokonałam ustaleń satysfakcjonujacych nas w pełni i po prysznicu padłam jak zwiędły liśc. Spać jednak nie mogłam, dopiero, gdy Judyta dojechała z chlopcami i Magda jeknęła – na nareszcie zasnę – poczułam, ze ja też już mogę….
Siedem godzin wcześniej na lotnisku…
Lada moment, niepewnie poruszając się odjedzie samochód marki Smart niestety bagażnik był za mały jak na nas czworo, więc musimy tu zostać. Tu to znaczy tam gdzie wylądował nasz samolot, tam gdzie mafia kręci swoje dość dochodowe interesy, tam gdzie powinno być dużo osób, a już wkrótce okaże się, że nie ma tu nikogo po za trzema dryblasami, yyy miałem na myśli nas: Dominika, Zygmunta i Andrzeja... dwiema sprzątaczkami… i długo, długo nic…
Jeżeli dobrze by się zastanowić, lotnisko w Forli wygląda jak stara polska lokomotywownia z nieco odmienionym wnetrzem, przystosowanym do przyjęcia pasażerów. Noo, dobrze długo się nie trzeba zastanawiać…