Dziś od rana lało. Nie padało, nie kropiło, nie siąpiło tylko lało. Biznes w Barcelonie się rozwija i od razu po wyjściu z hotelu zaoferowano nam dwie parasolki po okazyjnej cenie 4 euro. Nawet się nie targowałyśmy... Jednak było przenikliwie zimno , a deszcz wlewał nam się w różne zakamarki. Polazłyśmy w strugach deszczu do Muzeum Picasso , które bardzo nam się podobało. Potem knajpa i churros, Palau Guel – dom zaprojektowany przez Gaudiego dla Guella – przemysłowca , knapa i obiad , Segrada Familia i Boqueria... Cały dzień szukałyśmy atrakcji w pomieszczeniach. W międzyczasie jednak musiałyśmy wstąpić do hotelu i się ogrzać i wysuszyć buty. Museum Picasso mnie zachwyciło, Palau Guel – podobał mi się, ale gdybym miała tam zamieszkać ( a był domem mieszkalnym), wpadłabym chyba w depresję, a Segrada Familia zdecydowanie nie podobała mi się poprzednio i nie podoba mi się nadal. Uważam, ze to przesada, aby bilet kosztował 18 euro, a wnętrze jest koszmarne. Znacznie bardziej podobało mi się znajdujące się w podziemiach muzeum. Nel jednak się podobało i to było najważniejsze. Ponadto ogrzałyśmy się w sali projekcyjnej ( ciepło , miękkie fotele) oglądając film o Segrada, więc wyszłam stamtąd pogodzona z losem.
Na szczęście kupiłyśmy wczoraj na lotnisku bilety 48 godzinne na wszystko ( 15 euro), więc mogłyśmy korzystać do woli z komunikacji.