Dzień po polskim śniadaniu ( kilka osób polskich się zjechało), spędziliśmy na objechaniu okolic Yazdu. Razem z nami pojechała Chinka z naszego hotelu, dziewczyna podróżuje sama. Ja twierdzi, Iran jest super do samotnego podróżowania, ale najgorsze chwile spędziła podróżując samotnie po Indiach. No, nic dziwnego.
W każdym razie woził nas kierowca z naszego hotelu, jak się okazało prawnik, ale dorabia sobie obwożeniem turystów, bo prawników w Iranie jest wielu.
Jako pierwsze zwiedziliśmy błotne miasto Charanagh, jest bardzo malownicze i spodobało się nam. Spotkaliśmy tam naszego kierowcę z Shiraz – Jafara. Z uwagi na dobre wychowanie nie wypominaliśmy mu jego przewinień. Rozstaliśmy się w przyjaźni, wymieniając uściski dłoni i zdjęcia. Następna atrakcja była made in China ( nie mówiłam tego przy naszej Chince). Wykorzystano legendę o księżniczce , która uciekając przez Arabami wznosiła takie modły do niejakiego Ahura Mazdy ( naprawdę!) , że w swej łaskawości ów Mazda rozstąpił przed nią skałę , w której owa księżniczka mogła się schronić. Obecnie wybudowano tam świątynię zaratustriańską ,bo owa księżniczka wyznawczynią tej wiary była, a ze skały kapie woda ( Chak Chak – kap kap, bo tak nazywa się to miejsce), co to niby są łzy owej kobitki płaczącej z żalu. Nie wiem dlaczego z żalu, bo przecież się schroniła... Nadto z laski, którą się podpierała miało niby wyrosnąć drzewo ( obecnie nadal na miejscu). No i w tym momencie czar prysł, bo skoro wspierała się na lasce, to stara baba to była, a nie piękna księżniczka z legend. W każdym razie do Chak Chak trzeba się wspiąć dośc wysoko i nawet zbyt ładnych widoków tam nie ma.
Na pocieszenie udaliśmy się do miasteczka Mejbord obejrzeć zamek z gliny ( taki sobie, ale z dachu piękne widoki) , stary karawanseraj – taki sobie i cudowną przechowalnię lodu , w której niestety nie dało się nawet zrobić dobrych zdjęć, bo w środku była głęboka i wysoka , a dość wąska. Coś w rodzaju budynku w kształcie głowy cukru. Akustyka była tam niesamowita i w ogóle spodobało mi się to miejsce.
Wracając przepytałam naszego kierowcę co robi, gdy latem jest ok 50 stopni. Okazuje się, że biura pracują wtedy od 6.00 do 12.00. Potem wszyscy idą do domów, wszystko jest zamknięte i wychodzą dopiero ok. 20.00. Chyba by mi się spodobało...
Porobiliśmy dziś też zakupy i nagle nasze leciutkie plecaki ( mój 8 kg, Zygmunta 12 kg) zrobiły się pieruńsko ciężkie... Kupiliśmy też bilety kolejowe i jutro sypialnym jedziemy do Teheranu.
Ach ! I te badgiry! Są niesamowicie malownicze i służą do chłodzenia ogólnie rzecz biorąc. Zbudowane są tak, aby wyłapywać najmniejsze nawet podmuchy wiatru, powietrze wędruje w dół, gdzie chłodzi wodę w zbiorniku, który się pod nim znajduje. Ludzie pustyni mądrzy byli...