My biedne kopciuszki, przespaliśmy się w pokoiku z balkonem z widokiem na morze/ocean, plażę, Albufeirę i Wielkiego Penisa ( nie da rady inaczej tego nazwać - zdjęcie wkrótce) . One, królewny, spały w apartamentach z sofą, kuchnią , małym balkonikiem oraz wielkim tarasem ze stołem i leżankami ( 22 euro Aurumar Beach resort albo podobnie). Po śniadaniu oblecieliśmy klify i plażę – słońce szalało od rana - + 21 stopni..
W drodze do Faro, zwiedziliśmy kościół Sao Laurencio oraz dwa tysiące różnych miejsc – bo Antonio znów się napił.
Tysiące rond później wylądowaliśmy w centrum Faro i szwendaliśmy się po uroczym starym, mieście, gdzie spożyliśmy kawę, portugalskie ciastka, po których bolał mnie brzuch , a potem lunch w tawernie, na przecudnym placyku, w słońcu , z sangrią i owocami morza. Starówka nie jest wielka, ale warto się po niej poszwendać, tak jak my dziś.
Nocleg zarezerwowaliśmy w apartamencie w Quinteirze – 33 euro 5 osób. Mieszkamy na 6 pietrze i mamy piękny widok na ocean. Dziś na topie klimaty mauretańskie...