09 - 10.11
Czytamy wasze komentarze, ale jak na razie nie trafiliśmzy na dobry internet – poza Varanasi. Pewnie trzeba poszukać, ale nie chce mi się latać , bo szkoda czasu. Gdy więc trafię już na jakąś kafejkę, gdzie mogę podłączyć mój komputer – bo to jest głównym problemem – nie wszędzie się da, wrzucam to, co napisałam i tyle.
Zdjęcia wrzucę więc po powrocie do domu, chyba, że tu w Delhi znajde lepsze łącze niż nasze wi-fi w hotelu ( które działa tylko na parterze – my mieszkamy na 3 pietrze.
W Guwahati jest nic. Jedyną atrakcją tego miejsca jest wielka Brahmaputra, do której Hindusi wlewają co się da i czego się nie da. Rzeka jednak jest naprawdę wielka i zniesie więcej, aniżeli ścieki z prawie milionowego Guwahati. Wybraliśmy się łodzią na drugi brzeg – w celach turystyczno – naukowych , bo pobieraliśmy z łachy próbki gleby. Taka przyjemność kosztuje 5 rupii w jedna stronę. Gdy wracaliśmy, pan od łodzi chciał skasować od nas cenę x2, ale został zakrzyczany przez naszych współtowarzyszy podróży i w niechwale oddał zagrabione 10 rupii...
Resztę dnia chcieliśmy spędzić bardzo kulturalnie i wybraliśmy się do Assam State Museum. Zapał Horodyskiego do oglądania indyjskich zaszłości wzbudził wielkie poruszenie wśród uśpionych upałem pracowników muzeum. Horodyski rozsiadł się na schodach i za nic nie chciał się ruszyć. Po chwili z 5 facetów z komórkami biegało tam i z powrotem, aby otworzyć choćby jedną salę dla nawiedzonego turysty z Europy. Rachunki telefoniczne Muzeum w Guwahati wzrosły znacznie, bo dzwoniono wszędzie, łącznie, jak sądzę z ministrem kultury. Co chwilę przybiegał ktoś coś tłumacząc, a sprzątaczki i techniczni wyglądali wystraszeni zza drzwi.
Turysta jednak wymiękł i poszliśmy poszukać herbaty...
Herbatę zakupiłyśmy z Halką prawie pod naszym hotelem - poprzedniego dnia poszłyśmy strasznie daleko, ale w nieodpowiednią stronę – w świat części o i stali zbrojeniowej. Zwiedziliśmy też cudny targ z mnóstwem pięknych owoców, ryb żywych i suszonych , zarżniętych kóz i żywych kurczaków.
Dziś wsiedliśmy do samolotu Spicejet i przylecieliśmy do Delhi. Mamy hotel w dobrym miejscu i – mam nadzieję – bez Pana Szczurka. Jest nawet internet, ale jego prędkość nie daje żadnych nadziei na wklejenie choćby jednego zdjecia...