No bo po prostu podoba mu się i Madryt i Hiszpan ia w ogóle i w szczególe Toledo ze swoimi ciemnymi ,krętymi uliczkami i ładnymi sklepikami. Ja, mając wciąż przed oczami toskańskie miasteczka jak z bajki z ich brukiem, na którym można połamać nogi i kamiennymi domami, jestem trochę bardziej sceptyczna, ale i tak mi się podoba. Można powiedzieć, że cały dzień robiliśmy nic - szwendaliśmy się po Toledo, weszliśmy do jakiegoś muzeum - do którego zachęcił nas pewien Hiszpan , potem zjedliśmy obiad ( paella i jedno menu del Dias) i wróciliśmy do Madrytu. Autobusy jeżdżą do Toledo co pół godziny z dworca przy stacji metra Plaza Eliptica, bilet powrotny dla dwóch osób kosztuje 17 euro i parę centów.
Można go kupić w automacie - co jest proste. Bardzo mi się podobało połączenie metra z dworcem autobusowym i to, że autobus po przejechaniu jakiś 2 km pod ziemia wyjeżdża wprost na autostradę , nie błąkając się godzinami8 po mieście. Podróż trwa niecałą godzin ę, a z Toledo autobusy jeżdżą do Madrutu tez co pół godziny. Trasę obsługuje znana mi firma Alsa. Bardzo wygodne połączenie.
Szkoda mi tylko, że w uliczkach Toledo tak słabo powychodziły zdjęcia ( musze je dopiero trochę obrobić ), no ale było tam ciemno na dole i bardzo jasno na górze, a i aparat taki sobie…
Po powrocie do Madrytu połaziliśmy, posłuchaliśmy grajków, zjedliśmy olbrzymie lody ( początkowo byłam oburzona, ze za 3 kuleczki chcą 4,50. Ale okazało się, że te 3 kuleczki to 0,5 kg lodów - ledwo je zjedliśmy…
Horodyski twierdził, ze nogi weszły mu w to miejsce, które bolało go od camela ( mi weszły wczoraj ) , więc nigdzie nie szliśmy na kolację , zrobiliśmy zakupy ( ja w sposób bardzo obrazowy wytłumaczyłam Chińczykowi, ze chce nabyć otwieracz doi wina) - w tym dwa wina ( Chińczyk był zadowolony z nas jako klientów) i chorizo i teraz ja jestem trochę tego, a Horodyski poszedł po jeszcze jedno wino i ser… Chyba dla mnie będzie potrzebny odwyk wcześniej...