Rano wstaliśmy bardzo wypoczęci i ruszyliśmy na zwiedzanie Palacio Real. Po drodze wstąpiliśmy na kawę - bardzo podobają mi się te hiszpańskie bary. Gdy już dotarliśmy, okazało się, że Palacio Real dziś zamknięte z powodu oficjalnych uroczystości. Byliśmy niepocieszeni, ale za to poszliśmy na śniadanie do fajnego mercado, gdzie Horodyski uczepił się lady z szynkami i nie chciał odejść. Potem pomaszerowaliśmy na Plaza Major - bardzo ładny. Cały czas jednak czuliśmy, że ktoś nas śledzi. Zmyliliśmy jednak ślady i zniknęliśmy w tłumie w Muzeum Prado… Dopiero wieczorem wyjaśniło sie wszystko! Do Madrytu przyjechał książę Karol z małżonką i w Palacio Real witał ich Juan Carlos . Podobno słyszano, ze Karol wołał „ Zygmunt, Zygmunt” i polecił szybko udać się z Plaza Major… Camilla rozglądała się wokoło, twierdziła, że obiecałam jej pójść z nią do sklepu z garnkami… No, ale my wymigaliśmy się od tych przykrych obowiązków i zdeptaliśmy Prado wzdłuż i wszerz . Mi oczywiście najbardziej podobał się Bosch - ale prawde mówiąc nie wiedziałam, że ogród ziemskich rozkoszy znajduje się akurat w Prado. Było to więc miłą niespodzianką. Horodyski obiecał mi go pod choinkę. Po południu zaś poszliśmy przed siebie w sina dal - i wyszliśmy pod samym muzeum Reina Sofia. Na parterze znajdowali się głów nie artyści żyjący i jak dla mnie była to sztuka zbyt nowoczesna. Niemniej jednak Zygmunt postanowił zakupić małe co nieco - piękna ekspozycja składająca się z zardzewiałych prostopadłościanów, znakomicie będzie prezentowała się obok bardzo podobnej konstrukcji znajdującej się obecnie w posiadaniu DPN - zardzewiałych pionowych płatów ok.2 km przed biwakiem Bogdanka na Drawie. Umiejscowienie zakupionych przez Horodyskiego elementów po drugiej stronie rzeki idealnie zrównoważy efekty wizualne , a kolorystyka wkomponuje się w naturalne refleksy i będzie stanowić perfekcyjny odnośnik wpływający na odczucia widza poruszającego się wolno pomiędzy elementami artystycznego przekazu inspirowanego konceptualną wizją artysty…
Po tych bogatych przemyśleniach , porzuciliśmy artystów żyjących i udaliśmy się na oglądanie dawno umarłych i bardzo porządnych Picassa, Dalego i nieznanych mi hiszpańskich - ale całkiem w porządku. Po obejrzeniu Guerniki -nawet Horodyski stracił chęć szwendania się po dziwacznych ekspozycjach i spokojnie poszliśmy do domu, gdzie dopijamy wczorajszą whisky…