Nasz nowy dom nazywa się Podere Poggiale - by to nie znaczyło. Mieszkanie tutejsze jest o wiele wieksze niż nasze poprzednie, ale zdecydowanie brakuje mu możliwości bezpośredniego wyjścia na dwór i zrobienia kolacji, takiej jak w Fornace. Sa tu oczywiście stoły ustawione na zewnatrz, ale wszystko trzeba by daleko nosić. Jet tez duży basen z brodzikiem ( dla Ryska).
sam dom jest stary, z cegły i żółtego kamienia , a mury ma tak grube, ze można by odeprzec tutaj niejeden atak – z 1,5 m jak nic…
Zygmunt , Dominik i Andrzej zostali wczoarj uroczyscie odwiezieni przez Matki do Castelfiorentino na pociąg do Florencji. Na rynku, który odbywał się na placu zakupili odjazdowe okulary i odjechali w sina dal. My z Judyta udałusmy się na zwiedzanie straganów i nabyłysmy po parze sandałów , a ja dodatkowo kapelusz w stylu królowej Elzbiety – jak orzekli chłopcy. Wizyta na rynku mogła zmienic na zawsze życie Judyty – moje tez może trochę, bo znalazła sobie wielbiciela, który wyznał jej miłośc ( ti amo) dopytując się cierpliwie czy jesy wolna ( libero). Mówił tez, ze jest piękna ( bella) , ja tez jestem piękna, bo tak powiedział dlatego, że tłumaczyłam Judycie co on mówi, ale oczywiście nie tak, jak ona, bo Judyta jest bellissima. Judyta nie chciała jednak wyjśc za mąż do Włoch i zostac pania Straganową ( a mogła) lub Straganiarą ( tez mogła). Nie rozumiem jej, bo gdyby się zgodziła, mogłabym mieć darmowe wakacje w Toskanii ( za to tłumaczenie, bo mój włoski jest, jak powiedziała jedna Włoszka - perfetto).
Po powrocie do domu, zakupiłam w sklepie w Varnie wino białe i do wieczora, siedząć nad basenem wysączylysmy je z przyjemnością. Potem z Judyta i Ryskiem poszliśmy na spacer na cmentarz, który jest uroczy. Pochowano tu mieszkańców Varny i patrza teraz na odwiedzających z fotografii na nagrobkach, a na nich palą się elektryczne lampki. Jako osoby wychowane na łonie natury i biegające w dzieciństwie po lasach i polach wracałyśmy na szagę, a Rysiek, chcąc nie chcąc ( raczej nie chcąc) szedła za nami. Po bohaterskim pokonaniu jednego rowu i przejściu przez świeżo zasadzone winorośle, dotarliśmy do naszego kortu ( bo jest tu, a jakże, ale nie ma piłek!) i nad basen. Tam zobaczyliśmy Madzie, która na nasz widok zwiała do domu. pobiegłyśmy za nia. W domu przywitały nas dziwne spojrzenia i dziewczyny kałzały nam usiąść, a ze schowka na szczotki wyskoczyli nasi florencjanie… Efekt jest taki,że jadą, ale tym razem do Bolonii…